z niechcianego cyklu: grave new world,
garstka krzepiących dygresji na obrzeżach bezsensu, po pierwsze, po drugie, po trzecie i po czwarte:
mapa to nie terytorium, słowo "pies" nie gryzie, bajki o ludziach nie mają żadnej siły sprawczej, a tak zwane błagonadiożne kacapy wielmoże ohydne a wszawe i obłąkane pluskwy psychopacie mogą spać spokojnie..
narcystyczna ludzkość, obmierzła i załechcona - tak zwana nieznośna literówka w dokumencie tekstowym wszechświata - niczego się nie nauczyła i już się nie nauczy na własnych błędach nim skona.
przyszłość przygląda się sobie w lustrze tej historii, a teraźniejszość nic sobie z tego nie robi.
ale - jak powiada mój siedzący obok a trzyletni i oglądający właśnie wojownicze żółwie ninja kuzynek - którym byłeś, wujek? - oraz - dońció łori, wója, dońció łori:
albowiem za pół roku, w lecie, nagrają o tym piosenkę; charytatywną szansonkę dla ofiar, których nie ominęła tak zwana ekstatyczna frajda przeżycia (pozwólmy im zacząć od nowa), a za pięć lat powstanie dokument z sesji nagraniowej pod wszystko mówiącym tytułem Ludzkość, I Love You: Najwspanialsza Noc w Historii Rapu.
co tam agresja, scytowie, coby się napowynostalgizowała wynędzniała wiara raz a porządnie.
(a teraz odrywamy dłonie, odrzucamy jakbyśmy coś strzepywali, i klaszczemy)
(jak również przypominam o bezwzględnej a somatycznej konieczności energetyzacji wody)