Miło się to ogląda, dobry morał i tak dalej, ale z logicznego punktu widzenia to się w ogóle kupy nie trzyma >.< Rozumiem, że w pewnym momencie twórcy filmu nagle wpadli na pomysł, by połączyć fakty pętlą czasowa (bo wow wow, pętla czasowa, tak egzystencjonalnie) z zanikami pamięci z dzieciństwa, ale to przeczy zamysłowi całej reszty filmu. Z tych akcji z obrazkiem w szkole i z nożem wynikałoby, że nie da się w żaden sposób zmienić przeszłości, bo wszystko co się w niej zrobi i tak już się stało, tylko że wcześniej nie było wiadomo dlaczego i po co. No tyle, że cała fabuła opiera się na czymś zupełnie odwrotnym :D Skoro w pierwszej oryginalnej wersji wydarzeń przybył Evan z przyszłości i to on łaził z tym nożem, to chyba w niej również powinien dać ojebkę ojcu Kayleigh??? Poza tym, jak już ktoś wspomniał, skoro zmieniał całą przeszłość, to do więzienia powinien przybyć od razu ze stygmatami, a nie że mu nagle wyrosły podczas snu.