Ciąg dalszy niespotykanej w Polsce erupcji czystej żywej rozrywki o sile 10 stopni w skali Hollywood. A jednocześnie nie jest to rżnięte tępą piłą, ale nasze, polskie, swojskie, patryjotyczne. Wincyj, wincyj!!!
"Dziennik pokładowy. Godzina... wpół do komina."
Ciekawe czy w Hollywood ktokolwiek to obejrzy? I czy zrozumie, co ma komin do zegara ;)
Byle Twardowsky 3.0 (jeśli powstanie) zdołał utrzymać poziom.
Bo tu wszystko jest idealnie dobrane, od obsady (ach, ten Boruta) , przez dialogi, kończąc na profesjonalnych efektach i świetnych coverach dawnych przebojów :)