Bohaterka wytrzymuje obrażenia niczym Wolverine oraz jest w stanie wygrać pojedynek 1vs100 niczym Guts z Berserka. Różnica jest taka, że ani nie jest X-Men'em, ani nie ma dwumetrowego miecza miażdżącego każdego wroga.
Serial jest świetny od strony audiowizualnej, ale fabuła posiada to, co jest chyba najbardziej irytującym aspektem większości nowych animowanych tytułów- ogromny plot armor, przez który serial po jakimś czasie przestaje się brać na poważnie. Najgorsze jest to, że spokojnie możnaby tego uniknąć kilkoma prostymi zabiegami, np. zmniejszając ilość przeciwników, a w zamian robiąc ich bardziej kompetentnymi. Zamiast masy ułomów z mieczami otrzymalibyśmy coś, co sprawia wrażenie bycia realnym zagrożeniem i jest bardziej realistyczne.
Już widzę ludzi piszących komentarze typu "To trzeba było nie oczekiwać realizmu i serial byłby spoko" jak to robili na IMDB. Na takie bzdety nie będę nawet odpowiadał. Serial jest na tyle odrealniony i naciągany, że więcej sensu miałoby już wprowadzenie magii czy czegoś innego co pozwala wytłumaczyć co tu się właściwie dzieje i dlaczego.
Demon Slayer jest dosyć podobny w ogólności- miecze, motyw zemsty, plot armor, audiowizualnie 10/10, fabularnie dosyć oklepany. Różnica jest taka, że w Demon Slayerze widać, że odniesione rany rzeczywiście mają negatywny wpływ na głównych bohaterów, a poradzić sobie z nimi pozwalają specjalne techniki wprowadzone przez twórcę. Tutaj nie ma takich technik, a jakimś cudem bohaterka radzi sobie z ranami jakby nigdy nic i np. wykonuje trzymetrowy skok z niezdatną do użytku nogą. Ta różnica sama w sobie spowodowała, że Niebieskookiego Samuraja przestało mi się chcieć oglądać po 4 odcinkach, a Demon Slayera obejrzałem całego w niespełna 3 dni.
oglądasz animację i oczekujesz realizmu... opie jakie ty animacje oglądasz na codzień? Chłopów?
Być może "realizm" nie oddaje dokładnie tego, co moim zdaniem leży w tym serialu. "Naciąganie" wydaje się być bliższe tego, o co mi chodziło, aczkolwiek pewnie istnieje bardziej fachowe słowo na to.
Wiele scen jest mocno naciągana i bohaterowie wychodzą z nich cało mimo, że jest to najmniej sensowny rezultat. To, że twórcy uznali, że tak ma się potoczyć fabuła nie jest dla mnie dobrym powodem dla wyzbycia się logiki z serialu. Byłem bardzo nahypowany po pierwszych dwóch odcinkach, tylko po to, żeby około czwartego twórcy zaczęli stopniowo zamieniać serial w pozbawioną sensu i pomysłu ciapkę.
Apropos jeszcze tego realizmu, uważam, że np. taki Arcane jest o wiele bardziej realistyczny, mimo masy elementów fantasy i w historię opisaną w tym serialu da się łatwiej uwierzyć. Nie miałem tego uczucia w dalszych odcinkach Niebieskookiego Samuraja, po prostu ciężko mi brać na poważnie ranną, prawie umierającą dziewczynę wygrywającą samemu walkę 1vs30. Czułem się, jakbym oglądał po raz kolejny nieszczęsną Rey Skywalker z nowych Star Warsów.
Dla porównania, chyba najbardziej naciągana scena w całym Arcane to walka Vi z przydupasami Silco z trzeciego odcinka, gdzie dała radę samemu pokonać z 7 przeciwników jeden za drugim. Nie jestem fanem takich scen, ale jestem w stanie je zaakceptować, jeśli są robione z rozsądkiem i umiarem jak to było w Arcane i tutaj właśnie widać dysproporcję między tymi serialami, jeśli chodzi o wiarygodność. Gdyby twórcy byli zamienieni, to Vi wysolowałaby każdego, a Arcane trwałby tylko 3 odcinki.
Także przez realizm bardziej chodziło mi raczej o wiarygodność fabularną niż faktyczne znaczenie tego słowa, o ile to ma jakiś sens.
Popieram przedmówcę.
Ten odcinek był tak absurdalnie przesadzony, że nie dało się go oglądać. Ten tak zwany efekt zawieszenia niewiary od razu przestawał obowiązywać.
Z przedziurawioną stopą poniżej kostki (pomiędzy palcami by jeszcze przeszło od biedy) dała rade przesprintować zestaw pułapek rodem z indiany jonesa, a potem rozwalić kilkudziesiędziu przydupasów i jednego większego przydupasa. Następnie przetrwać wybuch wspiąć się po ścianie z człowiekiem na plecach tylko by dostać łomot od grubego gościa, który spędził ostatnie dziesięć lat na piciu wódy i bzykaniu...
To nie tak, że się 100% nie zgadzam, bo to o czym teraz mówisz miałem identycznie, tylko, że oglądając właśnie drugi odcinek. Nie rozumiem czemu załatwienie "4 Fangs", czyli jakichś elitarnych samurai-zabójców przyszło jej łatwiej niż pokonanie rudego, który siedział zamknięty w zamku przez ostatnie wiele, wiele lat. Ale to już chyba bardziej przyczepka o brak balansu przeciwników (takie poświęcenia dla fabuły jak wspominałeś), a nie fakt, że Mizu jest dobrym samurajem. Mi tam osobiście 5 odcinek się podobał, momentami powtarzające się lekkie przegięcia, no ale to jak w większości anime - co prawda walka nie była tak przemyślana i satysfakcjonująca jak walka z Taigenem w 1 odcinku, czy scena z łucznikami w 3 odcinku, ale do przeżycia. Tak jak mówię, moim zdaniem większy problem jest z balansem przeciwników, niż z samą Mizu.
Było sporo takich scen jak opisałeś, ja dałem tylko jeden z przykładów. I jak najbardziej się zgadzam, że Fowler zajmujący się handlem broni itp. nie powinien być 10x lepszym wojownikiem niż którykolwiek z jego strażników. A jeśli już miałby być, to za konieczne uważam jakieś backstory, które by to wyjaśniało. Tutaj się niestety nie pojawiło i Fowler jest silny, bo tak.
Znowu nawiązując do Arcane, Silco jest dosyć analogiczną postacią, ale w przeciwieństwie do Fowlera jest postacią wątłą i raczej niezdatną do samoobrony. Po pierwsze nadaje to fabule więcej sensu, po drugie nadaje znaczenia postaciom, którym powierzono jego ochronę.
W gruncie rzeczy, to po co Fowlerowi w ogóle strażnicy? Gdyby ich nie było, rezultat z 6 odcinka byłby dokładnie taki sam, a odcinek byłby o 20 minut krótszy. Chyba, że scenarzyści potrzebowali ich właśnie po to, żeby jakoś te 20 minut zapełnić i to był ich najlepszy pomysł. Ale moim zdaniem krwawa jatka, będąca bardzo naciągana i niezbyt interesująca nie zrobiła wiele dobrego serialowi i widzę, że bardzo dużo osób oprócz mnie też narzeka właśnie na odcinek 6.
Jakbyś oglądał uważnie, to byś wiedział czemu rudego nie pokonała. Po pierwsze była już ciężko ranna, bo drugie rudy uczył się wszystkiego z nudów. A więc nauczył się być świetnym w władaniu mieczem. Naprawdę tak to trudno jest wyłapać?Ile takich filmów masz, gdzie kolo pokonuje tuziny wrogów, a główny jest już za silny? Tak już jest w filmach akcji i tyle. Ja nie wiem czemu oczekujecie realizmu. Tak często pieprzy się tutaj, że filmy oglądamy po to, żeby były nierealistyczny, żeby odejść od naszego realnego świata, a potem płacz że są nierealistyczne.
Zgadzam się. 'Argumentum quod non est logica in fantasy' nigdy się nie nudzi. "Skoro to jest animacja/fantasy to bohaterowie i fabuła nie muszą być logiczne, bo za oknem są latające smoki!".
Nie rozumiem czemu ludzie boją się krytykować to co im się podobało, jakoby to się jakoś wykluczało.
I tak, brak wyjaśnienia dlaczego Fowler jest taki mocny też gryzie. Generalnie mnóstwo dziur i alogicznych decyzji fabularnych, ale mimo wszystko oglądało się przyjemnie. Z anime polecam Cowboy Bebop jeśli nie widzieliście. A z seriali True Detective (tylko s01) i Better Call Saul, tam fabuła prowadzona jest tak, jak natura chciała. :)
Saul obejrzany oczywiście, wybitny serial i podobał mi się nawet bardziej od Breaking Bad, które swoją drogą też było genialne. A do pozostałych tytułów, które poleciłeś, też na pewno się kiedyś przymierzę.
Największym absurdem tego odcinka jest to, że kwiaty i małpy były jedynym realistycznym elementem.
No tak. Ale jakby to był facet, to wszystko byłoby w porządku?;D Przypominam, że taka jest konwencja tego serialu. Wzorowali się na Kill Bill. Tam to w porządku, a tutaj nie? Fakt, trochę przesadzili. Ale nie przeszkadza mi to aż tak, skoro serial od początku jest brutalny. Przywalanie się dla przywalania się.W prawie każdym filmie akcji jest przesada i nierealistyczność. Nie wiem, może 1 film na 100 z tego gatunku, pokazuje jak naprawdę wygląda strzelanina, walka na pięści i nogi czy na miecze.